Zaczął się wrzesień. Niestety w ostatnim miesiącu dodałam mało wpisów, a przecież nie mało się działo. Po pierwsze wczoraj powinnam to już wczoraj powiedzieć przyszedł do mnie Tom. Samo w sobie nie byłoby to nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że ustaliliśmy, że w tym roku naszego ślubu nie będzie. Nie pokłóciliśmy się ani nic z tych rzeczy, dlaczego ludzie zwykle odwołują śluby na miesiąc przed tym wydarzeniem. Po prostu stwierdziliśmy, że musimy to przesunąć. Nie damy rady jakby na to nie patrzeć. Ja nie mam sił. Nie mam sił biegać za sukienką i myśleć o wypowiadaniu przysięgi. Wiem jak to brzmi. Brednie. Prawda jest taka, że jak na razie mam dosyć zmian i to mniej więcej powiedział mi Tom. Miał skruszoną minę i bukiet czerwonych róż, także spodziewałam się gorszych rzeczy niż odwołanie wesela. Szczerze myślałam, że za chwilę powie " Przykro mi mam kogoś". Nie wiem czemu mam takie chore skojarzenie z czerwonymi różami. Na pewno nie jakiś uraz z dzieciństwa. Cóż tak działa moja psychika. Nie do końca wiedziałam jak zareagować. Ucieszyć się nie wypada, bo w końcu mogłoby to urazić Toma, że niby nie chcę tego ślubu i takie tam. Z drugiej strony nie mogłam albo nie chciałam grać złej i zranionej. Wybrałam coś pośredniego i powiedziałam, że doskonale go rozumiem, całując mocno w usta. Nietypowe zachowanie? Może. Nikt jednak chyba nie spodziewa się po mnie normalnej reakcji.
Ps: Uwielbiam jesień. A wy? Słonko nadal świeci, a dookoła tyle koloru. Buziaki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz