piątek, 31 października 2014

Babski wieczór czyli o tym czy mam dobrą intuicję

05.06.2013

Ok, nie pisałam od soboty, a powinnam. Byłam u Sandry i zabrakło mi słów. 
 Po prostu trzasnęłam drzwiami i wyszłam w połowie, choć naprawdę chciałam zostać do
końca. Nie powiem, że wszystko zaczęło się od razu gdy weszłam, ale już wtedy odebrałam
pierwsze niuanse, że nie powinnam była tam przychodzić. Sandra, miała na twarzy swój
zwykły złośliwy ( teraz już mogę to powiedzieć bez wahania) uśmieszek. Poprosiła abym
pomogła jej w kuchni, a ja z grzeczności zgodziłam się, choć muszę przyznać wydało mi się
to dziwne. Jak mogło się nie wydać? Jej koleżanki siedziały i coś pogryzały, a ona woła mnie
od progu, bym z nią poszła. Kazała mi robić sałatkę z dużą ilością cebuli. To już mnie wogóle
zdumiało. Ktoś po takiej ilości cebuli, powinien się zamknąć w sejfie, a nie siedzieć na 
spotkaniu towarzyskim. Może się nie znam. Po chwili robienia sałatki oczy zaczęły mi łzawić,
a tusz spływać po twarzy, co zaczęło mi uświadamiać niecne zamiary Sandry, ale cóż nadal 
mogłam się mylić. Poszłam do łazienki i postanowiłam zbyt tapetę. Modląc się by Angela w
końcu przyszła ( jak już wspominałam parę dni temu obiecała, że przyjdzie). Gdy wyglądałam
jak człowiek, a nie maszkara z horroru klasy B. wkroczyłam do salonu. Dziewczyny wsuwały 
orzeszki i plotkowały. Na mój widok Wredna Sandra ( zasłużyła na ten przydomek jak nikt)
zapytała mnie słodkim głosikiem co tak długo mnie nie było, i że dziewczyny się nudzą.
Poczułam się nagle jak klaun, który przyszedł zabawić licealistki i który zapomniał tekstu 
czy też balonów. Nie umiem wyciągać asów z rękawa. Uśmiechnęłam się niepewna co powi-
nam zrobić. Sandra jednak wcale się tym nie przejęła. Zaczęła opowiadać o naszych
wspólnych czasach szkolnych. Szczerze nie wiedziałam, że mieliśmy wspólne wspomnienia,
ale dla Sandry nie stanowiło to problemu. W pewnym momencie zaczęła obgadywać Angelę i
wtedy zrozumiałam, że Sandra nic, a nic się nie zmieniła, i zaprosiła mnie tu tylko po to by
mnie wkurzyć lub też poniżyć. Miałam ochotę złapać ją za te czarne kudły i wyrzucić przez
okno, jednak mój wrodzony ( o dziwo on naprawdę istnieje) zdrowy rozsądek kazał mi tego nie
robić. Nie mogłam jednak spokojnie słuchać jak mówi te wszystkie okropne rzeczy o Angie. 
Podniosłam się i po prostu wyszłam. Nie mam zamiaru więcej z nią gadać. Jestem ponad to.
Jednak Tom miał rację. Nie powinnam tu przychodzić. Muszę go częściej słuchać. Albo swojej
intuicji.    

Iść czy nie iść oto jest pytanie czyli czy wredność mija z wiekiem?

25.05.2013

Co do babskiego wieczoru u Sandry ( nie wiem czy przydomek nadal jest aktualny), a Angela nie wiedziała co mi doradzić. Powiedziała w każdym razie, że samej mnie nie puści co dodało mi otuchy. Nieważne co tam się stanie to przynajmniej nie pakuje się w to sama. Tom mi odradza pójście, twierdząc, że wprawdzie człowiek może się zmienić, ale nigdy nie zaczyna pałać niespodziewaną sympatią do kogoś kogo wcześniej nie znosił. Po za tym jak dodał nudziłabym się tam, bo oprócz Sandry nikogo tam nie znam, a chyba nie sądzę, że ona zapewniałaby mi rozrywkę. To jest fakt na dodatek niepodważalny. Rzucę o to monetą, albo zerwię kwiatka i sobie powróżę. Iść czy nie iść oto jest pytanie. Bez odpowiedzi, niestety. No cóż, nie będę nudzić. Muszę się zdecydować.

Niespodziewane spotkanie

23.05.2013

Nie uwierzycie kogo spotkałam. No spróbujcie zgadnąć. Nie? No dobra, powiem. Wredną Sandrę. Naprawdę jej widok mnie zszokował, ale przecież należy dać szansę komuś nawet jeśli ma przydomek wredny. Nawet ucieszyła się na mój widok. Zaczęła pytać co u mnie. Nie bardzo wiedziałam co odpowiedzieć. Nie zamierzałam jej mówić, że wychodzę za mąż i co studiuje. Nie to żebym jej nie ufała ( no dobra, nie ufam jej), ale po prostu nie sądzę by ją to zainteresowało. No i na dodatek zaprosiła mnie na wieczór panieński potulnej Eweliny. Potulna tylko wobec Sandry. Nie wiem co o tym myśleć. Zawsze wykręcała mi wredne numery. Może stara się zmienić? Zastanawiam się czy przyjąć zaproszenie. Ta Ewelina jest nieśmiała, a ja prawie jej nie znam. Może powinnam dać Sandrze i Ewelinie szansę? Zobaczę. Zapytam o radę Angelę i Toma. Oni je znają. Na pewno coś mi doradzą.  

Moja ukochana piosenka ostatnio



Gdy tylko ją słyszę to mam ochotę się do kogoś przytulić. Christina Augilera znów pokazała klasę. Uwielbiam jej głos. Powiedź coś albo z ciebie zrezygnuję. To takie piękne. Ach.

Dyniowy Tom czy raczej Dracula?

Bal przebierańców to jest to. Lubię Halloween. Oglądam horror, robiłam lampiony z dyni. Bardzo fajna zabawa. Angela miała głupią minę, gdy zobaczyła moją dynię, a Tom stwierdził, że jest bardzo do niej podobna, brakuje jej tylko rudej grzywy. Z zemsty zaczęła robić dynię, która miała być podobna do Toma, ale moim zdaniem wyszedł jej bardziej Dracula. Było bosko.



czwartek, 30 października 2014

Czyja to ambicja?

Żal mi Ellie. Ona i Damon opowiedzieli mi, że jej mama jej nie kocha, choć to może zbyt mocno powiedziane. Chodzi raczej o brak akceptacji. Jej siostrą jest Emma, pływaczka, z którą poznałam się jakiś rok temu i utrzymuję sporadyczny kontakt. Jest całkiem miła. W każdym razie ona jest sportsmenką, co jest rodziną tradycją w rodzinie Ellie. Elisabeth nie jest, co wkurza jej rodziców, których ambicją jest, aby obie dziewczyny były w tej dziedzinie mistrzyniami i nie jest ważne, że moja przyjaciółka ani tego nie lubi, ani że jest dobra w innych dziedzinach i jest taka sympatyczna i fajna. Po prostu sport jest najważniejszy i koniec. Potrafię to zrozumieć. W końcu Tom jest piłkarzem i wierzcie mi lub nie, potrafi o tym nawijać. nakręcać się piłką i tak dalej. Jednak nigdy, przenigdy nie postawiłby mnie na drugim miejscu. Dlatego jestem wstrząśnięta. Mama twierdzi, ( nie powiedziałam jej o Ellie, tylko tak ogólnie zarysowałam sytuacje) że może Ella rozczarowała sama siebie, i wydaje jej się, że rozczarowała rodziców. W psychologii nazywa się no to przeniesieniem czyli przypisanie własnych odczuć innym. W każdym razie nie sądzę by tak było, bo Damon też to dostrzega, a przecież on nikogo nie rozczarował, prawda? Może tylko nie lubi rodziców Eli, ale to ze względu na to jak ją traktują. W każdym razie uważam, że Ela na to nie zasługuje, bo jest super.


poniedziałek, 27 października 2014

Ocena mojego bloga cytowana ze spisu i ocen blogów


Pierwsze wrażenie: Blog przegląda się łatwo i przyjemnie. Ma wszystkie potrzebne narzędzia ułatwiające poruszanie się po nim - archiwum, etykiety, listę popularnych postów. Nie podoba mi się tło, a konkretnie jego kafelkowe ułożenie. Myślę też, że lepiej czytałoby się treść, gdyby tło pod tekstem było jednolite.
Ocena: 8/10
 
Treść: Jest to rodzaj pamiętnika/dziennika także znajdziemy tu wpisy dotyczące życia autorki. Jej przemyślenia i historie, są bardzo ciekawie opisywane. Podoba mi się styl pisania autorki, blog czyta się jak dobrą książkę. Za pomocą etykiet możemy podzielić wpisy na te aktualne oraz archiwalne - uzupełniane przez autorkę z pomocą swojego tradycyjnego papierowego pamiętnika. Nie wspominam o błędach, bo ich nie widziałam.
Ocena: 10/10
 
Grafika: Obrazki czy zdjęcia na blogu pojawiają się baaardzo rzadko i najczęściej są pobrane z sieci. A szkoda, jestem wzrokowcem, więc lubię oglądać zdjęcia. Częściej pojawiając się filmiki - teledyski. Jednak jako, że jest to pamiętnik, a nie foto blog, wiec treść jest tu najważniejsza nie mogę mieć tego zbytnio za złe.
Ocena: 9/10
 
Ocena końcowa: 27/30

Ocena jest na stronie http://spisiocenablogow.blogspot.com/2014/10/33-aromat-kawy-o-poranku.html

niedziela, 26 października 2014

Początek rewolucji

Nawet największe rewolucje/zmiany zaczynają się od pierwszego, małego kroku. Mają swój początek w ludzkim sercu, które kieruje rozumem tak, aby zmienić rzeczywistość. Z czasem oszukujemy się, że kierowaliśmy się rozsądkiem, lecz to w sercu zrodził się bunt. To właśnie uczucia i instynkty są początkiem wielkich zmian, nie rozum. Gdyby wszystko zależało od rozumu, nie byłoby wojen ani walki, bowiem ona przynosi wiele strat. To serce gna do przodu mimo przeciwności. Zapomnienie o tej prostej zasadzie sprawia, że obalane są narody. 


piątek, 24 października 2014

Upadek

Dlaczego to zawsze mnie spotykają takie rzeczy? Nie noszę obcasów, nie chodzę szybkim krokiem, a jednak mimo wszystko i tak to właśnie ja wylądowałam na nosie. Śliska podłoga? Możliwe. Jednak to i tak nie obmyje mego serca ze wstydu jaki przeżyłam. Taki nie fart w obecności chłopaków i koleżanek z uczelni. Boże, nie wychodzę z domu.

sobota, 18 października 2014

Razem

Powinnam wiele napisać dwa dni temu. Tyle, że nie mogłam. Kocham Toma. On mnie też. Nasza rocznica. Szczęśliwi czasu nie liczą. Zakochani liczą chwilę razem. Parę lat jesteśmy razem, a jakby od zawsze. Razem. Póki on będzie mnie kochał tak jak dwa dni temu.



Cześć...

Co znaczy słowo cześć? To tylko powitanie? Gdy mówię je drżącym głosem może zdradzić jak bardzo mi zależy. Może być wszystkim i niczym jednocześnie. Gdy widzę Maksa i mówię cześć, to wcale nie jest tylko powitanie. To jak wschód słońca w deszczowy dzień. Gdy mówię cześć Tomowi oznacza to tęskniłam, kochanie. Nareszcie jesteśmy razem. Cześć, może też być pięknym początkiem czegoś wielkiego. Chyba właśnie takiego początku życzę każdemu. Pozdrawiam.




wtorek, 14 października 2014

Tylko wyobraźnia?

W piątek wpadłam do Aśki i co się okazało? Zdecydowała, że wyjeżdża. Zrobiło mi się smutno, bo ostatnio dobrze się dogadywałyśmy, a gdy wyjedzie to już nie będzie tak samo. Dodatkowo zamierzają z Kubą wynająć swoje mieszkanie, więc nie będę mogła wpaść tutaj na kawę jak teraz. Próbowałam Aśkę przekonać, żeby nie wyjeżdżała, ale ona stwierdziła, że tutaj z Kubą ( znowu to wkurzające 'my') nie mają perspektyw. Na szczęście nim zdążyłam całkowicie dać się pochłonąć ponurym rozmyślaniom przypomniałam sobie o spotkaniu z Maksem. Potem jednak przypomniałam sobie o Weronice i wypiłam dwie szklanki soku z pomarańczy. Życie bywa dołujące, prawda? Właśnie, nieprawda! Przekonałam się o tym, gdy tylko spojrzałam w twarz Maksowi. Była sobota, dzień słoneczny. Poprosiłam Maksa byśmy pojechali za miasto. Nie po to by się ukrywać. Po prostu tam jesteśmy obydwoje sobą, a tego mi było trzeba. Po głowie chodziły mi takie myśli jak w piosence Myslowitz 'Dla ciebie"

                 

Gdy tak siedziałam z Maksem w aucie, a on skupiał się na kierowaniu pomyślałam o komedii romantycznej. To znaczy Tom o mnie dba, kocha mnie, rozumie i jest dla mnie całym światem. W komediach romantycznych powinien być nierozumnym chamem, który nie zasłużył na miłość, abym bez wyrzutów sumienia spokojnie mogła odjechać z Maksem w silną dal przy ogólnym poklasku ze strony Darii i Angeli. Tyle, że to się nie stanie. Jak już mówiłam Tom taki nie jest.

W każdym razie mnie zastanawia dlaczego w książkach, filmach jest to takie proste. Jedno spojrzenie w oczy i już wiadomo, że to ten jedyny, partner aż po grób, no po prostu bratnia dusza. Może to ze mną jest coś nie tak. Mam wrażenie, że to nie tak powinno wyglądać. To znaczy mam na myśli, że nie powinnam tak się czuć przy Maksie, jeśli kocham Toma i na odwrót, nie powinnam czuć motyli w brzuchu przy Tomie, jeśli kocham Maksa. Może nie kocham żadnego? Tylko czemu bez żadnego nie wyobrażam sobie świata, tak jak nie wyobrażam sobie nieba bez gwiazd, gdy zapada noc? Gdy patrzyłam jak Maks zaciska palce na kierownicy, jak zerka na mnie i szybko odwraca wzrok, czułam, że robi mi się gorąco. Czy potrafimy być przyjaciółmi, będąc tak szaleńczo w sobie zakochani, a jednocześnie, tak bardzo dla siebie niedostępni? Maks opowiedział mi, że ma problemy z Weroniką. Mówił nie patrząc mi w oczy, patrząc na trawę, koc, wszystko tylko nie na mnie. Jednak gdy spojrzał, mogłabym przysiąc, że czas się zatrzymał, a krew w moich żyłach przestała płynąć. W jego oczach płonął ogień, gdy mówił, że nie potrafi być z Weroniką. "To nie jest dziewczyna dla mnie" stwierdził jakby to było wyzwanie. Jakby chciał powiedzieć, powiedź coś. Zrób. Myślałam, że oszaleję. Nie powiedziałam tego co powinnam, że powinien o nią walczyć. Wiedziałam, że jej nie kocha. Miłość otwiera serca, kłamstwo je zamyka. Musiałam zamknąć oczy. Nie chciałam patrzeć na Maksa, bo wtedy... no właśnie co? Co bym zrobiła? W końcu jest tylko moim przyjacielem! On mnie pocałował. Zerwałam się z miejsca. Nie mogłam pozwolić, aby to trwało, choćbym tego pragnęła. Nie, jeśli chcę zachować godność, spojrzeć w lustro. Odbiegłam. Wracałam na pieszo. Maks mnie dogonił. Przepraszał. Ja kazałam mu zamilknąć. Wyznałam mu, że ja Natalia Sanders nie jest taką dziewczyną.... i cóż pocałowałam go. Po czym wsiadłam do samochodu i gadaliśmy bardzo długo jak dwójka najlepszych przyjaciół. Jakby nic się nie wydarzyło. Może się nie wydarzyło. Może to tylko moja wyobraźnia.  


czwartek, 9 października 2014

Kto w tym domu jest najważniejszy?

Jeśli ktoś z was ma rodzeństwo to wie, absolutnie, wie co czuję. W każdym domu jest tak zwany pupilek rodziców. No wiecie o co mi chodzi. Takie dziecko dostaje zawsze pochwały, rzadko jest karcone, a błędy zawsze wybaczone. W moim nie jest takim pupilkiem. Chyba kiedyś wspominałam, że oczkiem w głowie Artysty jest Aśka. Nie żebym kiedykolwiek odczuła, że Artysta nie ma dla mnie czasu. Nic z tych rzeczy. Po prostu tak jest i będzie. Koniec i kropka. Dla mamy taką osobą jest Mateusz. Gdy wrócił syn marnotrawny zza granicy to nawet wyrzutów mu nie robiła, tylko tak się ucieszyła, że szkoda gadać.
  Tak, więc łatwo zrozumieć czemu jakoś mnie nie zdziwiło czemu nie zaprotestowała, gdy Mati zechciał się z powrotem wprowadzić. No normalnie, super. Fakt mogłam nie wspomnieć, że się wyprowadził. Taki nieznaczący fakt, a może mr. Freud miał rację i nie ma czegoś takiego jak pomyłki, tylko przeczucie graniczące z pewnością, że mój kochany, acz nieodpowiedzialny braciszek nie pomieszka długo sam. Nie ma nic bardziej wkurzającego, uwierzcie mi na słowo, jak matka, która robi śniadanie dla braciszka, który na dodatek jest z tego powodu niezadowolony, bo
a) za rano
b) on nie lubi jajecznicy
Taka scena z rana jest naprawdę ciężkostrawna. Całe szczęście, że mam swój pokój. No i że czeka mnie spotkanie z Maksem. Nie jutro tylko pojutrze.

Ps: Nie wygrałam w lotka. A już się nastawiłam psychicznie. Życie.  


poniedziałek, 6 października 2014

Czemu poeci umierają młodo czyli co oznacza kilkanaście nieodebranych połączeń

Miłość mnie wykańcza. Wiele poetów o niej pisze, nic dziwnego, że umierają młodo. Jak kochać? Powinno się bezwarunkowo. Nie ma ideałów. Więc czemu tak trudno znaleźć kogoś kto nas, do kurki wodnej, pokocha, mimo iż nie wyglądamy jak modelki z okładek czasopism? Ok, niektórzy wyglądają, ale nie o to mi chodzi. Dzisiaj zadzwonił do mnie Maks miał smutny głos i zapytał czy dzwoniłam. Trudno zaprzeczyć kilkunastu połączeniom nieodebranym, więc przytaknęłam. Stwierdziłam, że chciałam zapytać co u niego, ale w sumie to nie było nic ważnego. Nie chciałam wyjść na nachalną i w ogóle jak mu wytłumaczyć to co czuję? Że się o niego martwię od rozmowy z Damonem i że kiepsko się czuję nie słysząc jego głosu. Trochę to zwariowane biorąc pod uwagę, że Tom nalewa sobie coli w kuchni i zaraz wróci do pokoju. Nie mogę mu powiedzieć co czuję do Maksa, bo tak nie powinno być. Z drugiej strony w miłości powinno się być szczerym, prawda? Maks zaczął mi wyjaśniać, że był na wakacjach i że "byliśmy z Weroniką umówieni, że nie odbieramy telefonów od nikogo". Zaczynam poważnie podejrzewać, że ta cała jego dziewczyna jest zwyczajnie zazdrosna i że od nikogo znaczy, że Maks ma nie odbierać moich telefonów. Po za tym mógł wysłać sms. No i co z tym my, my, my. Czy ja też tak mówię? Wychodzimy na kolacje, idziemy na do kina. Dla osoby postronnej to naprawdę wkurzające. Jakby nagle stali się bliźniakami syjamskimi z połączonymi mózgami i nie myślącymi samodzielnie. Boże, ludzie sparowani są naprawdę okropni! Gadałam z Maksem jeszcze kilka minut. Obiecał, że się spotkamy, ale boję się, że to tylko taka sobie obietnica rzucona na wiatr. Może już przestałam dla niego być przyjaciółką? Muszę pozbyć się Weroniki. Nikt jej nie lubi mała strata, a Maks chyba tylko udaje zakochanego. Nie można być aż tak ślepym, prawda?


niedziela, 5 października 2014

Samotność nie dla człowieka czyli wsparcie w obliczu tragedii

Nie byłam fanką, ale to smutne, że umarła dzisiaj Anna Przybylska. Współczucie dla rodziny. Gdy mi umarł dziadek było mi smutno, ale wiem, że czas goi rany. Człowiek umie sobie radzić z tragediami, jeśli ma wsparcie. Nikt nie powinien zostawać sam, absolutnie nikt.