niedziela, 23 października 2016

Me before you

Usiadłam sobie i czytam. Czytam książkę Jojo Moyes "zanim się pojawiłeś". Nie będę pisać jak książka się zakończyła, ale wiem jak ja bym ją zakończyła. Najpierw jednak krótkie wprowadzenie
 26-letnia Lou podejmuje pracę jako opiekunka niepełnosprawnego Willa Traynora. Will ma paraliż cztero kończynowy, nie jest w stanie nawet samodzielnie jeść. Znajomość Dziewczyny z chłopakiem z czasem zmienia się w przyjaźń. Przypadkiem Louise dowiaduje się, że Will postanowił popełnić samobójstwo ( eutanazję). Lou ma pół roku na próbę zmiany decyzji przyjaciela. Czy jej się uda?
 Tak mniej więcej opisałabym tę książkę, ale czytając, wgłębiając się poznajemy problemy, z którymi mierzy się niepełnosprawny, a wraz z nim nasza bohaterka Lou. Nie będę komentować zachowania Willa, mówić, że cała idea jest egoistyczna ( na dodatek prośba by zrobili coś takiego jego rodzice jest okrutna) i dodawać, że taka decyzja to tragedia dla wielu osób, i można zrobić wszystko inaczej. Znaleźć cel. Nie, powiem raczej jak ja bym zakończyła książkę, nie mówiąc jak zakończyła ją autorka bo tego dowiecie się czytając. Oto moje zakończenie
Me before you zakończenie alternatywne:
- Will jesteś takim egoistą! - rozpłakała się Lou. - Nie możesz umrzeć. Nie teraz. Nie tuż po tym jak otworzyłam przed tobą swoje serce. Chce przeżyć swoje życie z tobą. Musisz mi pokazać jak mam żyć.
- Lou, to nie wystarczy. Ja nie mogę tak żyć, ciągle zależny od innych... - odparł Will z bólem na twarzy.
- Zależny ode mnie i od Nathana. Dwoje ludzi, których cię kocha. To mój wybór. Chce być z tobą. Takim jakim jesteś. - powiedziałam, ale widząc jego minę Lou zbladła jakby dostała policzek. Nie musiał ruszać ręką by ją zranić. Deszcz padał jej na twarz, była cała mokra. Krople deszczu mieszały się ze łzami. Lou zbiegła po hotelowych schodkach, nie zwracając uwagi na otoczenie. Nagle słychać było pisk, był to najgłośniejszy dźwięk jaki Will kiedykolwiek słyszał. Znacznie głośniejszy od tego, który sprawił, że znajdował się na wózku. Lou upadła na ziemie.
- Lou! - krzyknął Will podjeżdżając do leżącej dziewczyny. Z jej ust sączyła się krew. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami.
- Will, obiecaj mi, że będziesz żył. - wyszeptała.
- Louise, proszę. Nie umieraj. Niech mi ktoś pomoże! - gorączkowo próbował namówić ją do walki. Nie mógł sobie wyobrazić życia bez jej uśmiechu, i całej kolorowej otoczki, która sprawiała, że przez ostatnie pół roku wstawał z łóżka. Louise musiała żyć. Nawet jeśli on miał umrzeć. Czuł, że jej serce bije coraz wolniej.
- Lou proszę. Kocham cię. Razem zobaczymy Paryż. Obiecuję. - szeptał jej obietnice, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech. Lekko przymknęła oczy. Will wiedział, że to już koniec. Nie umiał sobie wyobrazić życia bez niej. Nie umiał jednak sobie wyobrazić, że umrze, mimo tego, że Lou tak bardzo pragnęła by żył. Pocałował ją delikatnie w policzek.
- Spróbuję kochanie. Spróbuję żyć - szepnął słysząc w oddali sygnał nadjeżdżającej karetki.

                                                                The end

W drugiej części "Kiedy odeszłaś" ( tytuł zmieniony) pokazałabym jak Will walczy ze sobą by dotrzymać obietnice dane Lou. Zaczyna podróżować by pokazać Lou świat, w którym chciałby aby wraz z nim była, poznaje możliwości, a na końcu godzi się z tym, że jest niepełnosprawny. Ale to moja wersja. Która lepsza?

                                           
                                            

czwartek, 13 października 2016

Kobieta kocha bardziej

Gdybym była singielką być może objadałabym się teraz chipsami, oglądając komedię, w której jakiś facet dostaje wycisk, ale nie jestem. Pogodziłam się z Tomem. On przeprosił ( choć powiedział, że nie czuje się winny) ja mu wybaczyłam ( bo uważałam, że mimo iż jest winny to zasługuje na wyrozumiałość) i tak jakoś wyszło, że mnie pocałował, rozbroił i pozwoliłam mu zostać na cały wieczór. Obejrzeliśmy film, ale nawet nie wiem jaki, bo w głowie wciąż miałam myśl, że mimo wszystko ja i Tom się nie rozstaliśmy. Później Tom bawił się komórką ( być może wysyłał sms-y, ale nie jestem pewna), a ja czytałam oparta o jego ramię i było mi tak dobrze, że już kompletnie zapomniałam o co się pokłóciliśmy. Obiecałam sobie być bardziej wyrozumiała. W końcu to my kobiety mocniej czujemy i być może dlatego czasami (ale naprawdę rzadko) przesadzamy, ale ja mogę pohamować. Dla dobra naszego związku. Bo na rozstaniu traci ten komu bardziej zależy, kto bardziej kocha, a wydaje mi się, że tym kimś jestem ja. No powiedzmy szczerze myślę, że zazwyczaj jest to kobieta. Te wszystkie uczucia w naszych głowach. Gdyby facet miał przeżyć je przez jeden dzień to by już dawno wybuchła trzecia wojna światowa. Wierzcie mi na słowo.