środa, 3 lipca 2013

Misja niemożliwa

25.10.09

Gdy obudziłam się rano pomyślałam przez chwilę z nadzieją, że wczorajszy dzień był tylko snem, sennym koszmarem, który choć nieprzyjemny nigdy więcej się nie przyśni i nie przydarzy, więc należy o nim jak najszybciej zapomnieć. Nie miałam jednak odwagi zadzwonić do Maksa i powiedzieć mu dzień dobry jak dawniej. Nie mogłam mieć jednak dwóch chłopaków. To niemożliwe jak próba pogodzenia głodnego kota z myszą w klatce. Z trudem też zaczęłam sobie uświadamiać, a musiałam o tym myśleć czy chciałam czy nie, że Maks już nie będzie towarzyszył mojemu życiu. I nie tylko on, przypomniałam sobie z bólem. Przypomniałam sobie słowa ojca Edwarda, które wypowiedział przy pożegnaniu. Była to przerażająca prawda. Już nigdy nie zobaczę Belli ani reszty. Pomyślałam o jej ślubie. Wyobraziłam sobie jak prowadzi Edwarda do ołtarza, a wszystkie jej koleżanki szepczą wokoło z zazdrością. Miałam być tego świadkiem. Nie będę, bo pocałowałam Maksa, bo go pragnęłam. Bella to także moja przyjaciółka, poczułam, że boli mnie niesprawiedliwość świata. Czemu więc Maksymilian może być tam a ja nie? Odpowiedź była prosta: bo Maks musiał tam być, a ja nie. To w końcu do jego rodziny dołączała ta ciemnowłosa, wspaniała istota. Daj spokój, pomyślałam sobie, masz wiele przyjaciółek, masz D. Jeśli miałabym być szczera to nie o Bellę tu chodziło. Chodziło o to że nie mogę porozmawiać sobie z Maksem. No bo powiedźmy sobie między sobą, gdybym chciała to bym sama do Belli pojechała albo poprosiłabym ją aby po mnie przyjechała. Ale głupio bym się czuła tam bez Maksa. On zawsze ze mną był. Kochany był.   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz