27.08.09
Tym razem rodzice stanowczo przesadzili! Jak mogli mi kazać iść z Asią na imprezę do Angeli?! No dobra, zgodziłam się i pojechałam z nią do Zakopanego. Było nawet fajnie, ale głównie dlatego że pojechał z nami jej chłopak Kubą i przez całe dnie ich nie było, więc mogłam chodzić samotnie tam gdzie chciałam rozmyślając o Maksie i moim misiaczku Tomie. Wieczorami gdy moja siostra wracała, a Kuba zabierał nas na dzikie tańce do znajomych górali. Wracając jednak do tematu nie mogłam dopuścić bym poszła z nią na imprezę. Stanę się pośmiewiskiem szkoły! A Tom z pewnością ze mną zerwie, biorąc pod uwagę jego ostatnie dziwne zachowanie. Mama jak zwykle przesadzała, opowiadając długie i źle się kończące historie o dziewczynach, które wybrały się na taką imprezę. Przecież znała Angelę i Toma całe życie. Rodzice mojej najlepszej przyjaciółki byli znacznie bardziej wyluzowani niż moi, co udowodnili pozwalając jej zorganizować balangę pod swoją nieobecność. Asia mnie zawiodła. Fakt, zwykle się kłócimy, ale miałam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Poniekąd było. Kochana siostrunia oczywiście nie chciała ze mną iść, ale z zupełnie innych powodów niż ja. Liczyłam, że Artysta mnie poprze. Artysta to mój tata. Człowiek żyjący tylko sztuką. Po przeczytaniu pewnej książki nadałam mu tę ksywę. Tak mu się spodobała, że nie chciał więcej by nazywano go inaczej. Twierdził, że to odmładza. Nie mogłam teraz tak po prostu iść i zapytać go o zdanie. Nie wolno mu było przeszkadzać gdy pracował. Strasznie go to złościło, bo tracił natchnienie, a ja potrzebowałam Artysty w dobrym nastroju.
Później
Artysta mnie zawiódł i to na całej linii. No dobra nie na całej. Rozumiał mnie i to co przeżywam. Według niego mogłabym iść sama, ale całą decyzję pozostawił mamie, która była urodzonym pesymistą i która z chęcią zamknęłaby mnie w ciemnej komórce która miałaby za zadanie chronić mnie przed światem. Postanowiłam pójść i doradzić się Angeli, której niestety nie było w domu. Miałam pecha. Nagle coś zaczęło mnie kusić by wymknąć się z domu, wcześniej mówiąc rodzicom, że nie idę na imprezkę. No dobra wiem co mnie kusiło. Do okna mojego pokoju dotykała gałąź, która dosyć często przy silniejszym wietrze waliła w szybę, budząc mnie. Plan był prosty musiałam tylko przejść po tej gałęzi do drzewa i ześlizgnąć się po nim. Jak to często zdarza się w życiu nic nie jest tak proste jak się wydaje. Gdy tylko zrobiłam trzy kroki na gałęzi tak że nie mogłam się trzymać już okna przypomniałam sobie że mam lęk wysokości. Zaczęłam spadać w ciszy co wydawało mi się dosyć dziwne, gdyż na filmach ludzie zwykle wrzeszczą ile sił w płucach. Jeszcze w powietrzu zrobiłam dwa fikołki za które powinno mi się dać medal na olimpiadzie, a każdy dyrektor cyrku przyjąłby mnie z szerokim uśmiechem na twarzy i gruchnęłam na ziemie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zaczęłam się zastanawiać czy jeszcze żyję. Chyba jednak żyłam, bo światło w pokoju się zapaliło, a mama kazała tacie wychodzić i sprawdzić co narobiło takiego hałasu.
- Miau - wrzasnęłam, mając nadzieje, że uwierzą, że to tylko kot. Głupkowaty kocur, bo w czasie gdy mówiłam miau badałam swe ciało i nacisnęłam na jakiegoś siniaka, więc „u" wyszło jakby wył jakiś wilk. Próbowałam się szybko podnieść, ale zaczęłam syczeć, bo wszystko mnie bolało. Zanim zdążyłam się podnieść pojawił się przy mnie Artysta. Uśmiechał się szeroko. Pomógł mi wstać.
- Idź szybko kocie. - powiedział wskazując na furtkę. Zanim odeszłam usłyszałam jak mówi mojej mamie, że to tylko kot.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz