Kilka dni temu przydarzyło mi się w nocy coś... no niesamowitego. Otóż, siedziałam sobie po ciemku, noc późna, gdzieś tak około pierwszej. Słuchałam muzyki na słuchawkach, w gardle mi zaschło, postanowiłam się napić. Nadal nie włączając światła, powlokłam się do kuchni i niemal odruchowo nalałam sobie soku ( wiem ile to kalorii, ale cóż... no nieważne) i nagle widzę twarz w ciemnościach. Mrugam oczami, przecieram, a zjawa powolnym krokiem zbliża się w moim kierunku. Serce zamarło mi w piersi. Zastanawiałam się czemu duch wybrał właśnie mnie na spotkanie, gdy zjawa wyciągnęła rękę. Teraz to już kompletnie zdębiałam. O Boże, Boże, Boże! Nagle uświadomiłam sobie, że to mama. Zaczęłam oddychać. Koniec mówię sobie z późnym chodzeniem spać i horrorami na dobranoc. Chyba, że Tom będzie spał u mnie, a mama wywali tą piżamę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz