Ok, nie pisałam od soboty, a powinnam. Byłam u Sandry i zabrakło mi słów.
Po prostu trzasnęłam drzwiami i wyszłam w połowie, choć naprawdę chciałam zostać do
końca. Nie powiem, że wszystko zaczęło się od razu gdy weszłam, ale już wtedy odebrałam
pierwsze niuanse, że nie powinnam była tam przychodzić. Sandra, miała na twarzy swój
zwykły złośliwy ( teraz już mogę to powiedzieć bez wahania) uśmieszek. Poprosiła abym
pomogła jej w kuchni, a ja z grzeczności zgodziłam się, choć muszę przyznać wydało mi się
to dziwne. Jak mogło się nie wydać? Jej koleżanki siedziały i coś pogryzały, a ona woła mnie
od progu, bym z nią poszła. Kazała mi robić sałatkę z dużą ilością cebuli. To już mnie wogóle
zdumiało. Ktoś po takiej ilości cebuli, powinien się zamknąć w sejfie, a nie siedzieć na
spotkaniu towarzyskim. Może się nie znam. Po chwili robienia sałatki oczy zaczęły mi łzawić,
a tusz spływać po twarzy, co zaczęło mi uświadamiać niecne zamiary Sandry, ale cóż nadal
mogłam się mylić. Poszłam do łazienki i postanowiłam zbyt tapetę. Modląc się by Angela w
końcu przyszła ( jak już wspominałam parę dni temu obiecała, że przyjdzie). Gdy wyglądałam
jak człowiek, a nie maszkara z horroru klasy B. wkroczyłam do salonu. Dziewczyny wsuwały
orzeszki i plotkowały. Na mój widok Wredna Sandra ( zasłużyła na ten przydomek jak nikt)
zapytała mnie słodkim głosikiem co tak długo mnie nie było, i że dziewczyny się nudzą.
Poczułam się nagle jak klaun, który przyszedł zabawić licealistki i który zapomniał tekstu
czy też balonów. Nie umiem wyciągać asów z rękawa. Uśmiechnęłam się niepewna co powi-
nam zrobić. Sandra jednak wcale się tym nie przejęła. Zaczęła opowiadać o naszych
wspólnych czasach szkolnych. Szczerze nie wiedziałam, że mieliśmy wspólne wspomnienia,
ale dla Sandry nie stanowiło to problemu. W pewnym momencie zaczęła obgadywać Angelę i
wtedy zrozumiałam, że Sandra nic, a nic się nie zmieniła, i zaprosiła mnie tu tylko po to by
mnie wkurzyć lub też poniżyć. Miałam ochotę złapać ją za te czarne kudły i wyrzucić przez
okno, jednak mój wrodzony ( o dziwo on naprawdę istnieje) zdrowy rozsądek kazał mi tego nie
robić. Nie mogłam jednak spokojnie słuchać jak mówi te wszystkie okropne rzeczy o Angie.
Podniosłam się i po prostu wyszłam. Nie mam zamiaru więcej z nią gadać. Jestem ponad to.
Jednak Tom miał rację. Nie powinnam tu przychodzić. Muszę go częściej słuchać. Albo swojej
intuicji.