Musicie mi, więc uwierzyć, że byłam kompletnie zaszokowana, gdy zobaczyłam dzisiaj Callie czekającą na mnie przed uczelnią. Miałam koło niej przejść obojętnie, bo przecież nie będę się napraszać i w ogóle to ona zawaliła, lecz wyglądała na tak zagubioną, że nie mogłam jej tego zrobić. Podeszłam do niej i gdy usłyszałam nieśmiałe cześć, nie wiedziałam jak się zachować. Z jednej strony wciąż byłam na nią wściekła, z drugiej byłam ciekawa czemu się tak zachowała. Po za tym wyglądała na zmarzniętą i chyba musiała się wykazać sporą dozą cierpliwości skoro tu na mnie czekała. Dałam się zaprosić na herbatę i w milczeniu zmierzaliśmy do celu. Nie miałam zamiaru przerywać ciszy, ani niczego jej ułatwiać. Zamierzałam dać jej tylko szansę wszystko mi wyjaśnić, Być może zachowywałam się jak rozkapryszone dziecko, które niepotrzebnie się dąsa. Tylko być może. Nie lubię nie wyjaśnionych sytuacji, ani ludzi, którzy traktują mnie jak rzecz. Miałam lepsze zajęcia niż wystawanie w kawiarniach i wyczekiwanie na ludzi, którzy nie raczyli się zjawić. Niech Callie o tym wie. W kawiarni Callie długo patrzyła na swoje ręce.
- Wiem jak to wygląda - powiedziała w końcu, wypiwszy łyk ciepłej herbaty. Zaczęła pocierać dłonią o dłoń, aby je rozgrzać. - Ale naprawdę chciałam przyjść i się z tobą zobaczyć.
Podniosłam na nią zdziwiony wzrok. Milczałam jednak, chcąc aby kontynuowała.
- Po prostu byłaś pierwszą o osobą, o której pomyślałam, gdy chciałam z kimś pogadać. Nie patrz na mnie takim zdumionym wzrokiem. Tak, ostatnio nie byłyśmy blisko, ale kiedyś tak i zapamiętałam, że umiesz świetnie słuchać. - powiedziała. Potrafię owszem, gdy ktoś do mnie mówi, chciałam powiedzieć, a nie odwołuje spotkania, ale nie powiedziałam tego. Ona się starała, a ja byłam jak ten rozkapryszony dzieciak, który psuje przyjęcie-niespodziankę, bo nie spodobał mu się prezent. Tyle, że nie byłam już dzieckiem. Byłam dorosła, i widziałam, że Callie mnie potrzebuje.
- O co chodzi? - zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam. Wtedy Callie kompletnie się rozkleiła.
- Kompletnie przerąbana sytuacja w domu. Moi rodzice się kłócą, wkurzają na mnie. Ja nie mogę tam żyć! - zakończyła nieco dramatycznie moim zdaniem. Byłam jednak daleka od wygłaszania takich opinii na głos.
- Co zamierzasz? - zapytałam. Szczerze, patrząc na swój pokój i piżamowy sztorm, nie powinnam była pytać. Znam swój charakter. Nie potrafię odmawiać. Bywam ironistką, ale nie odmawiam ludziom w potrzebie. Nigdy. Tam przy herbatce, Callie powiedziała mi co zamierza. Nie. Źle to ujęłam. Błagała mnie, bym jej pomogła. No więc zamieszkała ze mną w moim pokoiku. Bałaganiara, zrozpaczona przyjaciółka, która wyrzuciła całą zawartość torby na podłogę i gdzieś zniknęła. Oczywiście wcześniej podziękowała mi ileś-tam-krotnie. Oto właśnie historia jak przyjęłam pod swój dach "zagubione dziecko" i sprowadziłam do swojego pokoju Callie- piżama -huragan.
.
Dla mnie to ciekawa sytuacja, a dla Ciebie był to pewnie hmmm... kłopot i odpowiedzialność. Ale z nią wszystko już w porządku? Sytuacja w rodzinie w miarę ustabilizowana? Nie chcę być wścibska, ale mam nadzieję, że wszystko wróciło do normy. Tak czy inaczej, zachowałaś się odważnie i szlachetnie pozwalając jej na tymczasowe zamieszkanie u siebie. Szczerze podziwiam.
OdpowiedzUsuńhttp://utwory-wierszem-pisane.blogspot.com/
(Wybacz mi spam, ale naprawdę nie mam pojęcia gdzie indziej mogłabym to umieścić). Obserwuję ;)