poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Jak mi idzie malowanie mieszkania?

Muszę przyznać, że nawet nie zauważyłam, że upłynął cały tydzień od świąt. W Wielkanoc zjechała się rodzinka, przyjechał szalony wujaszek Hayden, który dzielił się wspomnieniami i trzeba to powiedzieć szczerze. Moja mama nie była taką niewinną dziewczyną, jak mówiła. Następnie tuż po świętach, Tom ogłosił malowanie i jak mi oświadczył, powiedział swojej mamie, że cytuję "zgłosiłam się na ochotnika" koniec cytatu. Zabawne, nie przypominam sobie tego. Przyznałam mu się, że nie jest najlepsza we władaniu pędzlem i malowaniu nim czegokolwiek, ale to szczerze mówiąc jest to niedopowiedzenie, bo ja malować nie umiem. Mimo to zjawiłam się w jego domu z udawanym entuzjazmem. Jego mama gdzieś zniknęła, a my zostaliśmy sami zajęci pracą. Nagle, zupełnie przypadkiem chlapnęłam go farbą, on mnie i zaczęliśmy się śmiać. On przypadkiem kopnął farbę, która spadła z drabiny i... byłam cała żółta, kurczakowatą żółcią. Tom jak prawdziwy dżentelmen pożyczył mi swój t shirt, który sięgał mi do połowy ud i może wyglądałam sexi, ale tak wrócić do domu nie mogłam. Mój dzielny chłopiec obiecał rano pojechać po jakieś ciuchy do przebrania, ale miałam zostać u niego na noc. Nic więcej nie powiem. O nie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz